wtorek, lutego 5

Balsamowy Mix!

Dzisiejszy post będzie poświęcony balsamom do ust...



Wydaję się być mało ważnym kosmetykiem, często pomijany w czasopismach, portalach... A przecież co najczęściej nosimy w torebce?? -Balsamy/pomadki/błyszczyki (pomadkami i błyszczykami zajmiemy się innym razem, obiecuję!)
Moim zdaniem balsamy są nie doceniane przez konsumentki. Czym byłyby pomalowane czerwoną pomadką usta gdyby były popękane i suche? No właśnie!

Jako pierwszy opiszę mój totalny hit w "uleczaniu" popękanych ust - Tisane.


Gdy go otworzymy wygląda jak miód i pachnie ciasteczkami - naprawdę!
konsystencję ma zwartą, być może dzięki temu dłużej utrzymuje się na ustach co daje dłuższe działanie :)
Potrafi przez jedną noc zaleczyć drobne popękania na ustach pozbyć się uczucia "szczypania", suchości
Kupuję go w aptece, kosztuje około 8zł  i przy częstym stosowaniu wystarcza na miesiąc.
Jedyny minus: niestety moja druga połówka wciąż narzeka na zbyt intensywny zapach.
Dla mnie nie zastąpiony!

Jednak czasami skuszona różnymi promocjami i markami testuje inne balsamy. Jak wiadomo bardzo bardzo lubię testować :) 

Jednym z moich mniej udanych zakupów był balsam, a raczej jak mówi producent, masło do ust greckiej marki Korres.


Zapachowo i wizualnie super - duży wybór (dzika róża, śliwka, mango, jaśmin i pare innych), mój akurat to Wild Rose- może z uwagi na nazwę wybrany :) Kolor naturalny, nie zbyt rzucający się  oczy ale przecież to ma być balsam a nie błyszczyk więc nadal jest okej... do chwili aż nie nałożymy go na usta i nie pójdziemy "w świat"- dramatycznie się osadza w zagłębieniach i kącikach ust. Wygląda to co najmniej nie estetycznie, a do tego dodatkowo wysusza....Może to przez naturalne składniki, może przez moją wrażliwą skórę. MOŻE. 

 Cenowo też zaszaleli - 49zł, dostępny jedynie w drogerii Sephora.


Trzecia będzie nasza kochana Polska Ziaja. Uwielbiam kokosa i wszystko co z nim związane i jakiś czas temu skusiłam się na balsam do ust z tej właśnie linii. Zapach uwodzi słodyczą kokosa, konsystencja fajna choć jak dla mnie zbyt "lejaca". Duży plus za aplikator-tubkę, nie trzeba brudnym palcem mieszać zarazków z balsamem. Działa w sumie dobrze, nawilża i napina usta, jednak jego wielkim minusem jest zbyt szybka wchłanialność i przez to traci na skuteczności. Dla innych może to zaleta (szybkie wchłanianie), dla mnie osobiście totalnie nie bo muszę ciągle po niego sięgać i czuję "niedosyt".
Zapach uwodzi słodyczą kokosa, konsystencja fajna choć jak dla mnie zbyt "lejaca". Działa w sumie dobrze, nawilża i napina usta, jednak jego wielkim minusem jest zbyt szybka wchłanialność i przez to traci na skuteczności. Dla innych może to zaleta (szybkie wchłanianie), dla mnie osobiście totalnie nie bo muszę ciągle po niego sięgać i czuję "niedosyt".

Cena: 6zł, myślę rozsądna i adekwatna do produktu.
Dla wielbicielek innych linii jest też pomarańczowy, kakaowy i oliwkowy.


Jestem wielką fanką marki Rat&Rub ( co można zauważyć w poprzednim poście) dlatego też uznałam że ich grejpfrutowy balsam do ust jest mi niezbędny! :). Na opakowaniu od razu widzimy że ma SPF 15 - duży plus. Na zimowe szaleństwo na stoku jak znalazł!

 Konsystencja właśnie taka jak lubię - gęsta i utrzymująca się na ustach. Pomaga doprowadzić do ładu przesuszone usta, jednak gdy nałożymy go zbyt dużo widoczny jest jego żółty kolor- to mija za chwilę jednak pierwsze wrażenie takie właśnie jest. Zapach świeży jednak nie przypadł mi do gustu, być może to 
przez jego naturę - 100% naturalnych składników.

Do wyboru są jeszcze pomarańczowy, kawowy dla kawoszy i różany. (jednak tylko grejpfrutowy jest z SPF15). Cena ze strony internetowej 39zl, myśle że jest wart swojej ceny. (dodatkowo w sklepie online częste rabaty,  o wiele taniej niż w Sephora).


Miałyście któryś z nich?
Może macie swój ulubiony i chcecie polecić innym? ( w tym mi ;))
Podzielcie się!

A na koniec parę zdjęć różnych, przeróżnych opakowań balsamów- nie musi być nudno!

            




Besos!